Do farbowania tej czesanki użyłam farb Ashforta.
Prace domowe nie uciekły, natomiast satysfakcja z powstania nowej wełny dodała mi skrzydeł, tak że inne prace były mniej uciążliwe i szybko się z nimi uporałam.
Farbuję, przędę, tkam, filcuję, szyję, szydełkuję i na drutach dziergam. Pierścionki i bransolety tworzę. Zioła namiętnie zbieram i przetwarzam. Mazidła, kremy, mydełka i wszystko to co dobre dla ciała kręcę. Zakęcona jestem :-)
To dobrze, że nie uciekły;-))
OdpowiedzUsuńJa bym tam usiadła do następnej czesanki.
No, ta lazurowa wyszła mniamuśna!!!
PS/teraz twój blog dobrze sie wyświetla,wszystko ok.
Lazurki, szmaragdy - Ty wiesz, że takie kolory tygryski lubią najbardziej. Marylka ma rację - mniamniuśna, że hoho :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję dziewczyny bardzo za miłe słowa.
OdpowiedzUsuńŚliczna jest ta wełna! Bardzo lubię takie kolory - kojarzą mi się z ciepłymi morzami :).
OdpowiedzUsuńJa dopiero zaczęłam swoją przygodę z przędzeniem, a farbowanie czesanek jeszcze przede mną ale cały czas zadziwia mnie różnica pomiędzy wyglądem ufarbowanej czesanki i uprzędzionej z niej wełny :).